NATURA WIOSNA

Wrocław budzi się z zimowego snu

12 marca 2018
krokusy

Wygląda na to, że Wrocław budzi się z zimowego snu! Wreszcie przyszedł pierwszy, długo wyczekiwany ciepły, prawie wiosenny dzień. Wrocławianie wylegli z domów, ja zainaugurowałam sezon leżakowy z kawą przed domem, a potem wyruszyłam na z aparatem na miasto – po zdjęcia krokusów i patrzeć jak wymizerowany zimą Wrocław wystawia się do słońca. Choć na weekend zapowiadają powrót mrozów, to tylko kwestia dni, góra tygodni, kiedy wiosna wybuchnie zielenią, ciepełkiem i całym swoim bogactwem!

Zaczyna się lepsza połowa roku

Już sobota była niezła. Ze 12 stopni (w niedzielę we Wrocławiu mieliśmy 16 stopni!). Śpiew ptaków. Fajne powietrze. Zamarłam i zapiszczałam, jakby w oknie stanął mi obcy facet, gdy dojrzałam w ogrodzie zakwitnięte krokusy. Dzień wcześniej ich jeszcze nie było. Słowo honoru. Dzień wcześniej.

No właśnie, to jest ten niesamowity geometryczny postęp (lub może można to opisać jakąś inną, lepszą matematyczną zasadą), kiedy od marca codziennie dzieją się nowe rzeczy: coś rozkwita, coś zaczyna śpiewać, coś latać i brzęczeć, ktoś pije kawę w kawiarnianym ogródku, ludzie w zimowym outficie przeplatają się na mieście z tymi w T-shirtach. Wyciągają rowery, kupują hulajnogi, łażą, biegają, gadają ze sobą na ławkach. Życie przenosi się na zewnątrz. Za chwilę przesuną czas i w ogóle będzie jasno prawie do ósmej wieczorem.

Chociaż “zżółkła zimowa trawa jeszcze nie ożyła”, czyli odwieczna radość z nadejścia wiosny

Tak jak ja z tymi krokusami, o tym, że całkiem nieoczekiwanie nadeszła wiosna, przekonał się James Herriot, we “Wszystkich stworzeniach małych i dużych” (kapitalna książka, polecam z całego serca!).

“Był koniec marca, a ja właśnie badałem owce na wysokim zboczu. Schodząc potem w dół, oparłem się plecami o jedno z drzew w małym zacisznym lasku sosnowym i nagle uświadomiłem sobie, że czuję ciepłe promienie słońca na zamkniętych powiekach, że śpiewają skowronki, a wiatr szumi wysoko w gałęziach. Chociaż więc śnieg leżał jeszcze w bruzdach za murkami i zżółkła zimowa trawa jeszcze nie ożyła, w powietrzu pachniało odmianą, prawie wolnością.”

Jak to pierwsza ciepła niedziela zbiegła się z pierwszą niehandlową niedzielą…

… i dała nam całe bogactwo możliwości, skoro już ulubiona galeria zamknięta:) Dawno nie widziałam takich tłumów w knajpach, przed knajpami, na ulicach, w rynku, w parkach. Ja swoje przechadzki zakończyłam wielką cappuccino i pysznym plackiem socca w kozim serem i cukinią w bistro Giselle.

Jak to mówią: najlepsze dopiero przed nami (the best is yet to come). Gdzieś tam pewnie dopiero w sierpniu, zaliczymy na powrót załamkę, gdy przyjdzie pierwsza chłodna noc i zaboli nas, że “dopiero 20:30” i już jakby zaczyna się ściemniać.

A póki co, serce się raduje, bo przed nami maj i czerwiec, i wakacje… A potem grzyby;)

You Might Also Like

1 Komentarz

  • Reply W marcu jak w garncu. Czyli zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. - O grzybach i naturze nie całkiem na serio 18 marca 2018 at 23:22

    […] dobra, żartowałam z tym ostatnim postem o wiośnie. Mam nadzieję, że nie pochowaliście czapek i […]

  • Skomentuj

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.