Cóż mogę powiedzieć o Michałkowej w Górach Sowich, jak nie to, że gdy ją ujrzałam po raz pierwszy – opadła mi emocjonalna szczęka. To było jak uderzenie obuchem (ale jakieś takie miłe, jeśli uderzenie obuchem mogłoby takie być :D), jak przejście na drugą stronę lustra, tajemnicze i bajkowe!
Bardzo późno odkryłam Michałkową. Przeglądam właśnie zdjęcia w Lightroomie i niedowierzam, że było to we wrześniu. Ale zaraz, zaraz! Przecież pierwszy raz byłam tam bez aparatu, jednak iphone wciąż mówi, że we wrześniu. Pierwsze zdjęcie z Michałkowej mam z 3 września, z godziny 18:31 😀
Za to można powiedzieć, że „podejścia” do Michałkowej robiłam znacznie wcześniej. Późną wiosną jeździłam w Góry Sowie (w okolice Bystrzycy Górnej) na borowiki usiatkowane, latem też do Złotego Lasu.
Ale właściwie to odkrycie Michałkowej zawdzięczam komuś, kto przez cały sezon wrzucał doniesienia z Zagórza Śląskiego.
Jak z Zagórza Śląskiego?! – wpieniałam się.
Drogi widzę na mapie, skarpy widzę wokoło, gdzie tam można iść na grzyby, nawet w okolicy?! Nie tak jak w Złotym Lesie, który jest po prostu… w lesie!
Potem albo zobaczyłam jakieś doniesienie z Michałkowej (albo ktoś mi może o niej napisał na Messengerze) i w tym dostrzegłam możliwość odczarowania Zagórza Śląskiego, jako miejsca nieosiągalnego dla grzybiarza “z dalekiego Wrocławia”, który nie zna dobrze okolic, a mapa mówi mu, że w Zagórzu Śląskim sukcesu nie odniesie (Michałkowa leży blisko Zagórza).
No i pojechałam tego trzeciego września, uzbrojona w kalosze, bo ktoś pisał o przechodzeniu przez strumień. Na rozstaju dróg w Michałkowej wybrałam skręt w prawo i zaparkowałam auto w pierwszym możliwym miejscu (a tam moi kochani nie ma parkowania, gdzie dusza zapragnie, jak na przykład w Borach Dolnośląskich. Tam można porzucić auto w rzadko spotykanych, luksusowych miejscach, w których człowiekowi udało się wyrwać skarpie kawałek płaskiej ziemi, i to wyłącznie, jak się będzie miało farta, bo nikt wcześniej tego nie zrobił).
Był przy tym parkinżku strumień, wówczas bardzo wezbrany, kalosze okazały się nieodzowne i zaczęłam wspinaczkę wąską, stromą ścieżką. Góry Sowie to miejsce bardzo wymagające. Na szczęście kondychę miałam już wzmocnioną innymi górskimi wypadami na grzyby, więc skarpy, którym musiałam stawić czoła, nie przeraziły mnie doszczętnie, tylko trochę 😀
Teraz wydaje się to nierealne, ale 3 września o 18:31 wiedziałam, że mam jeszcze z 1,5 godzinki łażenia po lesie (chyba, bo głowy sobie nie dam uciąć), więc byłam bardzo podekscytowana i ciekawa, co mnie tam spotka.
Bardzo szybko znalazłam pierwszego grzyba. Był przepiękny i niezwykły, w moim życiu prawie niespotykany. Wydawało mi się, że to borowik sosnowy, ale nie byłam doprawdy pewna, zwłaszcza, że szłam po lesie bukowym 😀 (tak, sosnowe lubią się nie tylko z sosnami, lubią się też z bukami😉).
Wdrapałam się wyżej, trzymając się blisko ścieżki, bo nie chciałam się zgubić wieczorem, w nieznanym sobie miejscu w górach.
Ślady po znalezionych wcześniej przez kogoś prawdziwkach, z reguły są wkurzające, ale tam mnie oniemiały, uskrzydliły; były ich setki i wiedziałam, że znalazłam fantastyczną miejscówkę i że na pewno będę tam często powracać.
Myślę że zrobiłam Michałkowej trochę reklamy swoim wiecznym kłapaniem o niej jęzorem i rozsławianiem jej u siebie na blogu, bo kiedyś spotkałam tam na tej ścieżce lokalsa z rowerem, dzielnego, starszego Pana, który powiedział mi, że ludzie się tu zjeżdżają, bo ktoś powiedział, że tu są prawdziwki.
Ja powiedziałam, odparłam mu na to 😀
Wiem, że na ten największy wysyp borowików szlachetnych spóźniłam się dosłownie o parę chwil, te setki ścinków były jeszcze świeżusieńkie, gdy się tam na górze przez nie przedzierałam, ale jakąż wartość ma ŚWIADOMOŚĆ tego, że takie miejsce istnieje i możliwość przybycia tam następnym razem na czas😉
Tak czy inaczej Michałkowa okazała się świetnym miejscem na borowiki sosnowe, znajdowałam je tam w sporych ilościach w czasie każdego wypadu. Bardzo blisko Michałkowej trafiłam też po raz pierwszy w życiu na rzadko spotykane grzyby, borowce dęte. A i szlachetne tam znajdziesz, lejkowce dęte, podgrzybki, prześliczne koralówki, czy też rzadkie pieprzniki pomarańczowe.
Och miłe mi były w 2020 roku Góry Sowie! Były mi tym, czym w 2019 Góry Bystrzyckie: miejscem najbardziej magicznym, wyjątkowym i ulubionym ze wszystkich miejsc.
Ciekawe jak tam będzie w czerwcu? W lipcu! Już się nie mogę doczekać.
I jestem z siebie bardzo dumna, że sama odkrywam tyle niesamowitych miejsc <3.
6 komentarzy
<3
<3
Ach borowik sosnowy … jeden z kilku, którego nie udało mi się do tej pory spotkać. Z borowikami jest ten problem, że wszyscy je zbierają 😛 Muchomorki czy purchaweczki to nie problem. Pełno ich w lesie … a znaleźć borowiki nim ktoś się na nie przyczai z koszykiem to rzadkość.
Może w nowym sezonie 2021 uda się i borowiki sosnowe znaleźć 🙂
Prawda to:) Życzę Ci zatem, żebyś w tym roku znalazł niejednego sosnowego. A ja bym chciała znaleźć ciemnobrązowego 😛
Sama również znam wiele miejsc w których można zebrać wiele gatunków grzybów.
Super, powodzenia:)