W drugi dzień urlopu wyruszyliśmy z naszej cudnej bazy w Jagodowej Polanie w Gorcach, nad Morskie Oko, a potem wyżej do Czarnego Stawu. Dałam radę przewędrować blisko 30 km na nogach chyba tylko dlatego, że ja… byłam tam po prostu na grzybach:D
W drodze nad Morskie Oko
Aż mnie kark rozbolał od patrzenia na boki, a nie przed siebie. Nie mogłam naturalnie zaszaleć z grzybobraniem, bo to przecież Tatrzański Park Narodowy, ale przy drodze udało mi się napotkać: 3 borowiki szlachetne, kilkanaście rydzów, parę kurek i wcale niemałą ilość gatunków niejadalnych, w tym najurodziwsze muchomory czerwone (yuppi – zaczynają się!, jeden nam tu pięknie rośnie pod oknem w Jagodowej Polanie).
Czarny Staw i majestatyczne Tatry
Mimo że to już po wakacjach, Morskie Oko wciąż odwiedzają tłumy. Mnie ta trasa nie powala, trochę zbyt oblegana i “mało dzika”. Dlatego cieszę się, że Wojtek wyciągnął nas wyżej, nad Czarny Staw. Boże – jakie tam były majestatyczne te góry, jakie widoki zapierające dech w piersiach! Do auta wracałam prawie na czworakach, ale – matko jedyna – warto było!
Wracając do grzybów, następnego dnia zaszalałyśmy z Olą prawdziwkowo w Beskidzie Wyspowym, i o tym za chwilę następny post.
Póki co… jedziemy na grzyby. Robimy powtórkę Beskidu, tym razem bierzemy sprzęt foto i niech mnie gęś kopnie, jeśli jeszcze kiedyś wybiorę się dokądś bez aparatu!
Brak komentarzy