Koniec roku to czas na podsumowania. Ponieważ dopiero co pisałam podsumowanie pierwszego roku swojego pieprznikowego blogowania, a w nim głównie o pozytywach związanych z działalnością blogerską, tym razem przytoczę historyjkę o czymś, co teraz mnie bawi, ale wtedy – uwierzcie – nie było mi do śmiechu.
Było to jakoś na początku roku szkolnego, gdy nasz 16-to latek potrzebował rodzinnej fotki do prezentacji na swój temat.
Wybierz sobie coś Synku na moim kompie, po pracy wyeksportuję Ci do jpga.
Wracam, odpalam Lightrooma, a tam przy wszystkich katalogach znaki zapytania. Kto używa Lightrooma, WIE, że to problem o skali równej zadłużeniu krajów trzeciego świata: zdjęcia na komputerze zostały gdzieś przeniesione i Lightroom już ich “nie widzi”.
Gdzie są wszystkie moje zdjęcia?! Wykrzyknęłam. Jeszcze wczoraj tu były!
To nie ja! Nic nie zrobiłem!
Krótki rzut oka na dysk, nie ma całego katalogu “My Lightroom Photos”, a wraz z nim wszystkich moich zdjęć od chyba 2000 roku.
Drżącymi już rękami, nie myśląc wcale, odruchowo opróżniam kosz.
Przed oczami jeszcze dobrze nie kończy mi migać komunikat, czy “na pewno chcesz trwale usunąć te wszystkie pliki” (właściwie to już chyba przed oczyma wyobraźni), a już dobrze wiem, że teraz to ja dałam ciała.
Zaczyna się szybka akcja reanimacyjna, mąż żąda ode mnie:
Podaj mi szybko nazwę jakiegokolwiek katalogu ze zdjęciami!
Podaję nazwę ostatniego katalogu. Na komputerze nie ma takiego katalogu.
Ja idę histeryzować do wanny, a on uruchamia program odzyskujący usunięte z kosza pliki.
“Moje życie nie ma sensu! Bloger przyrodniczy bez złamanego zdjęcia. Koniec ze mną!”
Po przeanalizowaniu za i przeciw swojej dalszej egzystencji, wracam do niego i zaczynam racjonalną rozmowę.
Co ma zrobić w takiej sytuacji niezbyt ogarnięta technicznie singielka? Nic tylko oddać kompa do specjalistów i zapłacić za pomoc pewnie ze 4 stówy! Jak dobrze, że Ciebie mam!
Program szacuje, że pliki będą się odzyskiwać do rana. Ale czy wiernie odwzoruje mi strukturę katalogów, czy będę musiała na nowo wywoływać w Lightroomie te tysiące zdjęć … Nie ważne! Będę mieć przynajmniej jakiekolwiek zdjęcia.
Rano dowiaduję się że:
- Odzyskanie zdjęć kosztowało… 370 zł (ten program nie był wcale bezpłatny). Cóż, chytra ze mnie baba. Jak trzeba płacić, to trzeba!
- Zdjęcia mam w tej chwili w dwóch miejscach: tam dokąd się odzyskały, i tam… dokąd jednym kliknięciem cały katalog “My Lightroom Photos” przeniósł poprzedniego wieczora nasz Syn:) (tzn. “to nie on”).
Poleca się cały dream team Kasperczyków, w składzie: szybszy niż wiatr przenoszacz plików Wojtek Jr, oczekująca natychmiastowych rezultatów raptuska Marianna oraz ufny Wojciech, który nie będzie nawet pytał o nazwę potencjalnego innego katalogu.
A dlaczego właściwie nie znalazło tamtego katalogu? Bo nazwałam go omyłkowo nie: RRRR.MM.DD_costam_costam, tylko RRRR.MM.DD-costam_costam 😀
O tym jak to jeden myślnik może Cię kosztować 370 zł 😉
Odzyskane zdjęcia – bezcenne!
4 komentarze
Witam. A to się narobiło. Mam podobny problem z laptopem, już wymieniam 3 raz w ramach gwarancji, (dane są utracone bo dostaje nowy sprzęt) i powinienem użyć wykrzyknika, jak w tytule Twojego bloga. Ale co tam, kończy się ten wspaniały rok,szczególnie dla nas pasjonatów grzybobrania , może Nowy nie będzie gorszy. Dużo zdrowia, szczęścia w NOWYM 2018 ROKU. Serdecznie pozdrawiam.
A tak, komputery i inne sprzęty potrafią dać w kość…
Zwłaszcza komuś kto nie jest informatykiem albo technicznym wymiataczem 😉
Szczęśliwego Nowego Roku 🙂
Witaj:)
Cóż bywa i tak. Ważne, że historia skończyła się szczęśliwie. Powiem Ci, że nie wiem co bym zrobił jakby mi “wcięło” zdjęcia. Rozwalił komputer? Zdemolował dom? Może jedno i drugie, Lepiej nawet nie myśleć:)
Korzystając z okazji życzę Tobie i Twoim bliskim wszelkiej pomyślności oraz mega zbiorów grzybowych w Nowym 2018 roku
Pozdrawiam serdecznie.
Nie dziwię się! Trzeba robić backupy, nie ma rady, żeby potem nie zostać bez zdjęć.
Również życzę Ci wspaniałego Nowego Roku. Niech się wszystko super układa:)