Choć może niekoniecznie tego, które nam się skrycie lub jawnie najbardziej marzy😉
25 września, po 3 tygodniach suszy, spadł długo wyczekiwany deszcz i od razu tego samego dnia po pracy pognałam do lasu sprawdzić, czy już coś rośnie.
Oczywiście nie jest to możliwe, tak jak ostatnio pisałam: grzyby nie rosną jak grzyby po deszczu. Po opadach z reguły na grzyby trzeba poczekać, od kilku dni do 2-3 tygodni i niestety w sporej części kraju wciąż czekamy.
Nie zmienia to faktu, że w weekend pojechałam zrobić rekonesans, w poszukiwaniu myko-spełnienia najeździłam się po całym województwie. W sobotę byłam w Miliczu, a w niedzielę w Borach Dolnośląskich.
Szczególne wrażenie zrobił na mnie wypad do bukowego lasu przy rezerwacie przyrody Wzgórze Joanny. Łaziłam tam w deszczu, przez gęstwinę drzew ledwie przedostawało się światło. Mimo braku wymarzonych podgrzybków, las nie skąpił grzybowych doznań, bo grzybów rosło mnóstwo! Było przebogato!
Wśród bukowych liści lakówki ametystowe, grzybówki różowe, pierścieniaki grynszpanowe – cóż za połączenie fioletu, różu i turkusu! Pnie poobrastane tłustymi purchawkami i grzybami na cienkich, prężnych „nóżkach”.
Cudowną niespodzianką było znalezienie (i to w trzech różnych miejscach) monetki bukowej, prześlicznego grzyba, zwanego też „grzybem porcelanowym” (przynajmniej na zagranicznych grupach grzybowych spotkałam się z tym określeniem😉). Parę dni wcześniej trafiłam też pierwszy raz na pochwiaka jedwabnikowego! (którego nie ściągnęłam sobie z karty aparatu, a następnie ją sformatowałam :D).
Na dobitkę pojechałam na „normalne” grzyby paręnaście kilometrów dalej, do Piękocina, gdzie kaniowa łąka dała doprawdy czadu! Cóż z tego, skoro kanie są raczej daleko na liście moich ukochanych grzybów.
W niedzielę praktycznie całkowicie bezgrzybne Bory Dolnośląskie. Ciekawe, bo dziś widziałam podgrzybkowe doniesienie z Osiecznicy. Czyżby te dwa dni zrobiły różnicę. A może tych 9 kilometrów?
I wiecie jaka myśl chodziła mi po głowie w tym lesie bukowym pod Miliczem? Żeby cieszyć się tą różnorodnością, choć nie są to grzyby do gara, bo niedługo przyjdzie nam cieszyć się kisielnicą, która wygląda – umówmy się – jak kupa na pieńku😉
Brak komentarzy