Och, jakże różne są leśne zainteresowania, przyjemności i zachowania mojego najlepszego grzyb-kompana, czyli mojego męża, od tych moich! Tym razem o tym dlaczego grzybiarz grzybiarzowi nierówny i co poza zbieraniem grzybów można robić w lesie (no nie wiem, o czym Wy myślicie:)).
Różni nas praktycznie wszystko, a jednak to właśnie z nim najbardziej lubię chodzić na grzyby.
tradycje rodzinne
U Wojtka nie chodziło się na grzyby. Dopiero wraz ze mną przypałętało się do jego życia to cholerstwo. Ja w lesie się wychowałam. Już jako całkiem małe dziecko szlajałam się sama po lesie.
Przyjazd do lasu
No to przyjechaliśmy na miejsce i co? Mnie roznosi! Jeszcze dobrze nie wysiądę z auta, a już lecę na łeb na szyję przed siebie. Ten za to będzie sprawdzał maile, grzebał coś w telefonie, zmieniał buty, wiązał szaliki, szukał chusteczek. Boższsz….
Sposób zbierania grzybów
To jak zaczynam, trwa przez cały pobyt w lesie. Latam w dzikim szale w te i we wte, bez ładu i składu, tam gdzie mi serce podpowiada. Przypomina mi się, że 30 lat temu w podobnym zagajniku nacięłam masę prawdziwków, to lecę do tego zagajnika, by zaraz zmienić jednak kurs na kurki. Wojtek mówi, że jestem jak ten myśliwy – jednego grzyba mam już w swoich łapach, ale już wypatruję „z kucek” kolejnych.
Za to Wojtek: zbiera metodycznie, systematycznie, przeszukuje skrupulatnie teren. Jak ta Pumba przekopuje się przez gałęzie. Jest plan! Jest cel!
Na jakie kto napala się grzyby
Wojtek na kanie, on przepada za schabowymi kaniowymi. Ja wiadomka – na prawdziwki dla przeżyć emocjonalno-duchowych oraz na inne grzybki do sosiku do kaszy gryczanej albo do omleta. No i na święta trzeba zabezpieczyć!
Inne leśne przyjemności pozagrzybowe
Dla mnie to oczywiście robienie zdjęć. Od niedawna też zbieranie materiałów na bloga.
Dla Wojtka wyżeranie wszelakiego jadalnego na surowo runa leśnego. Ciągle się go przyłapuje w jagodach, malinach i innych poziomkach. Co tam rośnie słodkiego, to on się do tego dobierze.
Wojtek lubi też wynajdować ciekawe kadry foto.
Czy coś nas w lesie łączy?
Już blisko 20 lat deptamy razem po leśnych ścieżkach. On wynajdzie mi fajne okazy do sfotografowania, ponosi aparat i plecak, a ja mu usmażę kanie. Można też sobie w domu wzajemnie poszukać kleszcza.
Lubię chodzić do lasu z Wojtkiem. On nie lubi chodzić na grzyby, ale lubi ze mną.
6 komentarzy
Witaj Marianno! Ciekawy temat i szczerze opowiedziany, pokazany. 😉 Niby każdy jedzie do lasu, a jednak jak różne są cele wycieczki. Jak to jest u mnie? Opowiem bardzo skrótowo. W lesie robię wiele rzeczy. Zależy to od pory roku, obfitości runa leśnego, pogody, stanu ducha i jeszcze kilku innych czynników. Na przełomie czerwca/lipca koncentruję się na zbiorach jagód. Oczywiście dochodzą do tego zdjęcia i chociaż pobieżne sprawdzenie kilku miejscówek grzybowych. W sezonie grzybowym – jeżeli jest wysyp, oddaję się pasji grzybobrania i podziwiania niezwykłego świata grzybów. W sezonie zimowym to przede wszystkim wyszukiwanie sędziwych drzew, ich mierzenie, fotografowanie i wywiad u miejscowych, aby dowiedzieć się coś o historii tych drzew. Do wszystkiego dochodzą jeszcze sprawy duchowe, medytacja, sekretne obrzędy. Dlatego najczęściej jeżdżę sam do lasu i nie ukrywam, że jestem wielkim indywidualistą. Niemniej, próbuję małżonce i synowi zaszczepić las we krwi. 😉 Czasami letnią porą ze mną się wybierają, ale maks. jeden raz lub dwa razy w sezonie. Później im się już nie chce (bo za wcześnie trzeba wstać, bo komary, kleszcze, bąki, muchy, itp.) 😉 Zdarza mi się też zabrać jakiegoś znajomego, ale musi to być naprawdę sprawdzony człowiek. Mam dosłownie garstkę zaufanych osób, które okazjonalnie zabieram. Jednak – tak jak wspomniałem – najbardziej preferuję samotne wycieczki. Bierze się to też z tego, że często pokonuję spore odległości i po niewygodnych terenach, przez co niektórym włącza się marudzenie, czego nie lubię. 😉 W zeszłym sezonie podczas wysypu, “posypały” mi się oferty wspólnych wycieczek od ludzi, którzy czytali moje wpisy na http://www.grzyby.pl. Wszystkim konsekwentnie odmówiłem. Niektórzy nawet się obrazili i stwierdzili, że jestem samolubem. Odpowiedziałem im, że mają rację ponieważ nie wpuszczam do mojego świata ludzi, którzy witają mnie po raz pierwszy, pisząc maila: “Siemka ziomuś. Czy zabierzesz mnie na prawdziwki. Oferuję transport gratis, a po dobrych zbiorach piwko, albo dwa”. Na takie “przywitanie” odpisywałem delikatnie, że grają nie w mojej lidze.
Kiedyś istniała wspaniała paczka grzybiarzy z zasadami, o której pisałem u siebie w “Historii Grzybobrań Pociągowych”. Z tamtymi ludźmi można było konie kraść. Wielu ludziom też nie odpowiada, że jadę do lasu pociągiem, a nie wygodnie samochodem. Jednak nieliczni, którzy ze mną byli, po wycieczce stwierdzili, że było super. 😉 To naprawdę bardzo, bardzo skrótowo. Bez względu na cel wycieczki, zawsze wchłaniam Jego potęgę, majestat i piękno. Pozdrawiam. 😉
Hej Paweł, dzięki za “skrótową” odpowiedź:)
“… bo komary, kleszcze, bąki, muchy, itp.) ;-)” – cudne!
Ciekawa jestem co się stało z tamtą sprawdzoną ekipą grzybiarzy.
Mój Syn też niestety nie załapał grzybowego bakcyla, a minęły czasy, kiedy można go było przekupić croissantem z Lidla, by pojechał ze mną do lasu.
Zazdroszczę samotnych wypadów, myślę, że mężczyźnie samemu w lesie bezpieczniej, niż babeczce. Choć widzę, że wiele Pań przyznaje się do samotnych eskapad leśnych:)
Pozdrawiam:)
Tamta ekipa grzybiarzy już wymarła. Pisałem o tym: http://lenartpawel.pl/historia-grzybobran-pociagowych-czesc-4-5.html
I częściowo tutaj: http://lenartpawel.pl/historia-grzybobran-pociagowych-czesc-5-5.html
Uważam, że w lesie jest bezpieczniej i to znacznie niż w mieście. Ale wiadomo, na oszołomów trzeba uważać. W wolnej chwili zachęcam do przeczytania wszystkich, pięciu części Historii Grzybobrań Pociągowych. Może nie jest to nic wielkiego, ale uwierz mi, nigdy już w życiu nie spotkałem się z takim fenomenem socjologicznym. 😉
Szkoda że wymarła. Poczytam, dzięki za linki!
Uprawiam NW, ale nie ten miejski tylko ten po leśnych duktach. Przed rokiem było nas więcej, wykruszyło się towarzystwo, ale to mi nie przeszkadza plecak na plecy(a w plecaku pojemnik na grzyby), kije do ręki i do lasu :). Wracam zawsze ze zbiorami mając jednocześnie zaliczony trening na świeżym powietrzu. Polecam!
Cudne “kombo”: NW i grzyby równocześnie! Coś dla ciała i coś dla ducha:)