Zainspirowana doniesieniami kolegów po fachu (:), o 16:20 wyruszyłam wczoraj z Wrocławia do Kotliny Kłodzkiej. Ale to się po prostu nie może udać, gdy o 18tej lądujesz w nieznanym sobie miejscu.
Wita cię deszcz i burza, jest prawie całkiem ciemno. Pierwszy las, do którego trafiasz, okropnie zniszczony, zaśmiecony, grzyby skopane. Odczuwam niepokój i zastanawiam się:
Co ja sobie właściwie wyobrażałam
Nie chce mi się nawet wyciągać aparatu.
A Andrzej i Paweł dwa dni wcześniej nacięli tam prawdziwków całe kosze
Proszę nie sugerujcie się moim wpisem i nie wyciągajcie wniosków, że do Kotliny Kłodzkiej nie ma co jechać na grzyby. Optymistyczną i pełną euforii opowieść o grzybobraniu w Kotlinie Kłodzkiej przeczytacie na blogu Pawła Lenarta. To właśnie na nią tak żywo zareagowała moja wyobraźnia.
Ale Paweł na pewno o wiele lepiej się do tej wyprawy przygotował oraz co najważniejsze, miał ze sobą super przewodnika: Andrzeja, który Kotlinę Kłodzką zna jak własną kieszeń, jak ja Kosarzyn.
Nic dziwnego, że chłopaki dali czadu.
Światełko na końcu tunelu i sytuacja grzybowa
Dość szybko udało nam się jednak znaleźć ładny, perspektywiczny las. Dlaczego perspektywiczny? Bo wzdłuż drogi, dzięki czemu mogliśmy oddalić się od auta, nie ryzykując zgubienia się w lesie późnym wieczorem. Wystarczyło trzymać się tej ścieżki.
Sytuacja grzybowa nie prześwietna, ale też nie beznadziejna. Prawdziwka co prawda nie znaleźliśmy ani jednego, za to przyjemnie było obserwować różnorodność gatunków. Wypad pod znakiem podgrzybków brunatnych, ale były też rydze, pieprzniki, muchomory rdzawobrązowe, czerwieniejące (i też pierwsze czerwone!), borowiki ceglastopore. Oraz cała masa goryczaków żółciowych, czasem tak łudząco podobnych do podgrzybków albo nawet i pośledniejszych prawdziwków, że aż mi ciśnienie skakało:)
Jednak w prawdziwym prawdziwku jest coś takiego, że serce nieomylnie podpowie Ci, że to prawdziwek, a nie żaden inny. Oto moja recepta na to, jak rozróżnić goryczaka od prawdziwka – słuchaj serca;)
No i zawsze mogłoby być gorzej
- Bo przecież Wojtek był tam ze mną;
- Wzięłam ze sobą buty na zmianę, choć w chwili wyjazdu we Wrocławiu były 32 stopnie;
- Przynajmniej byłam na grzybach i mogę to opisać, a nie muszę studiować artykułów o zdrowotnych walorach grzybów, żeby mieć co wrzucić na bloga (a tak na serio, to oczywiście chętnie kiedyś o tym napiszę, bo myślę, że to ciekawy temat);
- Prawdziwki i tak wolę znajdować w Kosarzynie.
Ja to jednak jestem grzybiarz niskopienny
Wolę łazić po płaskich terenach, zwłaszcza w poszukiwaniu grzybów. Bo w górach to się ciągle potykasz, jak ten ostatni gamoń, staczasz po śliskich szyszkach i gałęziach. Albo stawiasz koszyk i koszyk ci się stacza:) Piszę to z całym ogromnym szacunkiem dla grzybiarzy-górali. Wyobrażam sobie, że dla Was tylko góry! Darz Grzyb!
6 komentarzy
Darz Grzyb Marianno! 😉
Przede wszystkim dziękuję za tak miłe słowa i gratuluję Wam odwagi! 😉 Jechać tak późno, jeszcze w nieznany teren? Tak robią tylko totalnie odjechani i pozytywnie zakręceni grzybiarze do których zaliczasz się bez żadnego ale. 😉
Chociaż Kotlina nie odkryła przed Wami w pełni swojego grzybowego majestatu to widoki, która przelałaś na zdjęcia, wynagradzają wszystko. Upał, burzę, trud podróży i wszystkie “dodatnie” minusy. ;-))
Ja tych terenów też nie znam i gdyby nie Andrzej (swoją drogą – wyśmienity i totalny grzybiarz), myślę, że maiłbym podobną ilość grzybków.
Ale jeszcze będzie super zarówno w Kotlinie, jak i Kosarzynie oraz Bukowinie. 😉
Serdeczności dla Ciebie, małżonka i oczywiście DARZ GRZYB! 😉
Darz Grzyb Pawle:)
Ano oczywiście, poziom grzybowego zakręcenia to u mnie wynosi 100%. Gdzie tam sto? Tysiac! Jak się odzywa niespokojny duch grzybiarza, nie ma wyjścia: pakuję manatki i jadę:)
Zreszta: sam to doskonale znasz.
Jeszcze raz pozdrowienia i gratulacje dla Ciebie i dla Twojego znamienitego kompana Andrzeja!
” Ale to się po prostu nie może udać, gdy o 18tej lądujesz w nieznanym sobie miejscu.”
No pewnie, że nie może się udać, zwłaszcza o tej godzinie 😉 Jak na grzyby, to tylko skoro świt! Ale przeuroczoartystyczne zdjęcie koszyczka świadczy o tym, że jednak coś tam się udało… 😉 Pozdrawiam 😉
Pewnie, coś tam się udało:)
I wierz lub nie, ale nigdy nie byłam na grzybach o świcie:)
Z grzybowymi pozdrowieniami!
No to koniecznie wejdź kiedyś do lasu wraz ze wschodzącym słońcem 😉 Ta poranna mgiełka, pierwsze promienie słońca, a w nich błyszczące rosą pajęczyny, długie cienie drzew, i nadzieja na dobry zbiór grzybków… MAGIA ! ! ! ! ! Pozdrawiam 😉
Bajecznie…
Pójdę!