Wciąż jeżdżę bardzo często do lasu, a ponieważ miałam niedawno urlop, a teraz trochę ponadprogramowego wolnego od pracy, to właściwie jestem w lesie prawie codziennie.
Na urlopie było wspaniale, idealnie, grzybów masa, cały czas w różnych miejscowościach lubuskiego „goniłam” początek późnojesiennego wysypu. Po urlopie parę razy zaliczyłam wybitne na przełomie października i listopada 2020 Bory Dolnośląskie, ale byłam też bliżej Wrocławia, w Miękini i Szczepanowie pod Środą Śląską, czy w starym, dobrym Miliczu.
Czasem z dnia na dzień wychodzę z lasu z kompletnie odmiennymi wrażeniami! Raz zdaje mi się, że sezon trwa w najlepsze, raz – że już pozamiatane!
We wtorek nazbierałam w Borach Dolnośląskich kosz różnorodnych grzybów, i w większości były to świetne jakościowo, młode grzyby z głównego nurtu, jak prawdziwki, podgrzybki czy maślaki. Ale nie zawartość koszyka jest dla mnie najważniejsza, najbardziej liczy się wrażenie, z jakim opuszczam las, nastrój, jaki towarzyszy mi podczas leśnej wędrówki.
A następnego dnia trafiam w miejsce, gdzie straszą trupy grzybów i prawie nie widać tam już nowego życia, wszystko jednak jest niewzruszenie pogodzone z jesienią, zimą, rytmem roku. Wybudzam się z niewesołego letargu na dźwięk przelatującej muchy. To ktoś tu jeszcze jest? Taka cisza w tym listopadowym lesie. I nagle wspomnienie letniej, rozbrzęczanej, pracowitej łąki…
Ale, ale! Pośród pozasychanych trzonów pościnanych przed tygodniem podgrzybków, wyłania się jednak nowe życie! Brązowi się zamszowy łepek młodego podgrzybka! I kolejny!
Dzięki bogu to jeszcze nie czas na pogodzenie się z kisielnicami i próchnilcami 😀 Chociaż te już przeplatają się z grzybem „mainstreamowym”.
Ciekawy był wczoraj jeden pieniek, który obrosły próchnilce gałęziste, fotografując je przyuważyłam, że na pieńku jest więcej życia, bo rosła tam też galaretnica mięsista, a u stóp pieńka – młodziusieńki, najpiękniejszy podgrzybeczek, jak gdyby wrześniowy, czy co.
2 komentarze
Piękne zdjęcia <3
Dzięki Kochany <3