Ostatnio spędziłam blisko dwa tygodnie w różnych lasach na grzybach. Taki sobie wymyśliłam urlop w tym roku. Nieco niepocieszona, aczkolwiek przecież dość spełniona jako grzybiarz, powróciłam do swojego miejskiego życia. Wystarczył jeden telefon od siostry, która prosto z lasu doniosła mi, że jest wysyp, żeby całą gębą odezwała się moja niespokojna dusza.
Co ja robię przy tym biurku?! Co mnie w ogóle obchodzi to miasto?!
Jeszcze tego samego dnia zaklepałam sobie urlop na piątek, “zabookowałam” męża na weekendowy wyjazd, by 3 dni później być znowu w Kosarzynie <3
Wysyp 2017
Już dawno nie było w polskich lasach takiego wysypu! Mapa na portalu grzyby.pl czerwieni się od kilku tygodni. Na grzybowych grupach na facebooku aż wrze od doniesień z grzybobrań i zapytań o gatunki znalezionych grzybów. Dla porównania, w ubiegłym roku grzyby “ruszyły” na dobre dopiero pod koniec października (przynajmniej w moich rejonach). W tym roku rozpieściły nas na całego. Zrekompensowały niedostatki wielu poprzednich, “chudych” sezonów.
Moje prywatne grzybobranie jak z bajki
Dawno nie przeżyłam czegoś takiego, jak w miniony weekend w Kosarzynie. Było tak dobrze, że można było zbierać właściwie tylko prawdziwki! I to te najładniejsze! Inna sprawa, że instynkt łowcy często nie pozwala mi przejść obojętnie obok żadnego grzyba. A na dobitkę instynkt fotografa. Był pewien postęp, bo odpuściłam przynajmniej starym kapciom:D
I Ty chcesz się tu przedzierać przez te chaszcze?
Z niedowierzaniem rzuciła do Wojtka Ola, gdy zniknął w małym zagajniku (tytułem sprostowania dodam, że my z moją siostrą Olą jesteśmy akurat pierwsze do czołgania się po zagajnikach, ale tamtego dnia można było sobie nazbierać grzybów w wygodnej, stojącej pozycji, spacerując dostojnie po starych lasach).
Ten zagajnik zrobił robotę! Normalnie grzybobranie byłoby super. Dzięki temu zagajnikowi było nieziemskie! Borowiki szlachetne rosnące w grupach po 4, po 8! Kozak na kozaku. Maślaków milion. Na obrzeżach podgrzybeczki śliczne jak marzenie, zamszowe łebki.
Wszystko rośnie w ilościach hurtowych
Od przybytku głowa nie boli
Tak słyszałam:) Jednak pierwszy raz od kilku lat miałam za ciężki kosz i po prostu zmęczyłam się w lesie. Ledwie doczłapałam z powrotem do auta. Spokojnie, reanimacja nastąpiła zaraz po obiedzie i po kawie:)
Fot. bannerowe – Wojtek Kasperczyk <3
8 komentarzy
Na takie grzybobranie to ja mogę jeździć. Wyśmienity weekend: towarzystwo, grzyby, wieczory w Kosarzynie i Zielonej. Nie wspomniałaś jeszcze o kaniowym obżarstwie, po którym jedzenie całego następnego dnia można by sobie odpuścić.
Ani o tym, jak myślałam, że zatrułam się grzybami, na dodatek nie swoimi!
Boski wyjazd <3 :)))
Ola, pięknie wyszłaś na zdjęciu w mojej chustce. Wiem, że chciałaś mieć coś do przytulania po mnie .. ale trzeba oddać 🙂
Haha, trzeba jechać po chustkę!
Wojtek, ale to jest teraz moja ulubiona chusta…
Olaaaa! Powiedz, że mu oddasz, to przyjedziemy! Na miejscu będziemy jakoś odkręcać;)
Witaj Marianno. Jestem na bieżąco z Twoim blogiem, gorzej z komentarzami. Dzisiaj postanowiłem chociaż częściowo to nadrobić. 😉 Pod koniec września było przecudownie pod kątem grzybów. Wreszcie mieliśmy normalny wysyp jesienny o właściwym czasie. Twoja relacja, zdjęcia i grzyby – PERFEKT. Gratuluję! 😉 Pozdrawiam Was serdecznie. Darz Grzyb! 😉
O! Jest Paweł:) Hurra!
Tak, wreszcie normalny wysyp we wrześniu, jak się opisuje w książkach szkolnych 😀
Pozdrawiamy!