Mam takie marzenie. Wziąć koszyk i po prostu wyjść na grzyby. Bez zbędnych ceregieli, bez godzin przygotowań, bez dojeżdżania nie wiadomo jak daleko.
Wielkie rzeczy – pomyślał by kto. Bo pewnie wielu z Was tak ma, co nie?
Kiedyś i dla mnie to była normalka
Mieszkałam dosłownie w środku lasu, w ośrodku wypoczynkowym, w którym rodzice pracowali. Szwendałam się w jego obrębie, żeby się nie zgubić w lesie. Nie zapomnę tej rodziny podgrzybków zrośniętych ze sobą, która rosła wkomponowana w płot. Było ich ze dwadzieścia! Po prostu grzyby na ośrodku to nie był żaden wielki “big deal”.
Czasem puścili mnie samą. Wracałam ze swoim koszem wypełnionym białymi jeszcze prawdziweczkami, albo takimi już trochę od słońca zbrązowiałymi. Kiedyś przytargałam, a całkiem mała wtedy jeszcze byłam, chyba ze sto.
Ale najlepsze były wyjścia z mamą albo tatą. Wściekałam się, że ojciec znajdował lepsze sztuki i aż płakałam wtedy ze złości, a on mówił:
Nie przejmuj się, powiemy mamie, że to ty znalazłaś <3
(Dziwne, bo cała rodzina pamięta, że to ja zawsze łaziłam przed wszystkimi i “wyzbierywałam im” wszystkie grzyby sprzed nosa).
Teraz to się zrobiła misja, jak ekspedycja na Marsa
- Toboły na plecach, bo muszę mieć wszystkie obiektywy, zawsze objuczona jak osioł!
- Jak by tego było mało, ajfon i selfie stick, bo może i filmik nagram
- Ciastkami się nie chcę zapchać, więc muszę obiad do termosu zrobić
- A, i kawkę wg pięciu przemian na drogę i herbę do lasu 😉
- Buty górskie, kalosze, buty na powrót, buty do filmiku, żebym na blogu dobrze wyglądała. Z tych samych powodów kosmetyki, bym się na zdjęciach nie świeciła.
- Do tego las od Wrocławia zawsze w cholerę daleko
Jeśli komuś sobie to trudno wyobrazić, tu można zobaczyć 😀
Gdyby tak choć raz bez zobowiązań?
Wyjść w dresie, ze świecącym ryjem, olać foty, nachapać się grzybów, i mieć – do cholery, choć raz – blisko, jak za przysłowiowym rogiem? Mission impossible?
Podeszło do mnie właśnie moje dziecko i pyta o czym piszę.
O tym jak mi ciężko chodzić na grzyby, gdy robię z tego taką misję.
Nikt ci nie każe.
🙂
Wszystkie zdjęcia w poście: Panna Sieniuć Fotografia.
6 komentarzy
Młody motywator, nie ma co. 😀
Ale że ja? 😀
Rzuć wszystko i zamieszkaj w Bieszczadach! Albo jeszcze lepiej, w Kosarzynie!
No chyba muszę 😀
Nie ma takiej drugiej Marianny(-: To pewne! Brawo za piękne zdjęcia i narrację! Napiszę tylko raz: Daj, proszę, sobie i ludziom większą szansę i stwórz też wersję anglojęzyczną strony Pieprznik.
Serdeczności dla Ciebie i Twoich Bliskich
Małgosia
Yes Sir 😉