Spotkanie masłoborowika królewskiego (wcześniej borowika królewskiego) to było od kilku lat moje największe marzenie grzybowe i w tym roku wreszcie się spełniło. Grzyb piękny i bardzo rzadki, w pełni zasługuje na swoją nazwę (ja to bym go wręcz nazwała cesarsko-królewskim😉). Jeden z zaledwie trzech chronionych w naszym kraju gatunków borowików (obok gorzkoborowika korzeniastego, którego opis znajdziecie tutaj, oraz krwistoborowika szatańskiego, którego nie było mi na razie dane spotkać).
W Polsce jest tylko kilka potwierdzonych stanowisk masłoborowika królewskiego (w tym roku pojawiło się kilka nowych, może to był dla niego dobry rok, z resztą klimat się ociepla, zobaczymy, jak to będzie wyglądało w przyszłości). W Europie też jest rzadki, choć na południu nieco częstszy, bo to grzyb ciepłolubny (np. na Słowacji czy na Węgrzech).
Widnieje na czerwonej liście roślin i grzybów wielu krajów, czyli takiej, na której są zamieszczone rzadkie, zagrożone gatunki. Ma status E – gatunek wymierający.
W niektórych źródłach podawany jako „czerwona forma” masłoborowika żółtobrązowego (masłoborowik żółtobrązowy podgatunek królewski).
Grzyb jadalny, ale nie zbieramy, bo rzadki i chroniony! Rośnie od czerwca do września w ciepłych, widnych lasach dębowych, bukowych, na glebie wapiennej.
Masłoborowik królewski (Butyriboletus regius) – opis
Opis artystyczny
Dając upust mojemu kompletnemu zakochaniu w tym gatunku, masłoborowik królewski to prześliczny, intensywnie różowo-żółty grzyb. Nie jakiś tam różowawo-brązowy czy ochrowo-beżowawo-żółtawy. Grzyb po prostu jak malowany, jak wycięty z jakichś kolorowanek. Ma super różowy kapelusz, z super żółtym spodem i super żółty trzon. Przynajmniej ja widziałam takie owocniki😉
A teraz bardziej naukowo😉
Masłoborowik królewski to jeden z większych przedstawicieli borowików. Jego kapelusz może mieć średnicę nawet do 15 – 20 cm. Kapelusz początkowo półkulisty, z podwiniętym brzegiem, potem wypukły, aż do poduszkowato spłaszczonego. Skórka zamszowa (dopiero na zbliżeniu zdjęć zobaczyłam, że ma fakturę jakby z powrastanymi kosmkami / włókienkami). Kolor różowy, ale może być dość zmienny, od różowowiśniowoczerwonego, purpurowoczerwonego do brązowoczerwonego. U starszych owocników kolory stają się bardziej wypłowiałe.
Pory i rurki początkowo cytrynowożółte, złotożółte, z wiekiem zielonożółte.
Trzon cytrynowożółty lub chromowo żółty, często z różowawymi plamami. W górnej części trzonu siateczka, dość słabo widoczna, bo w tym samym kolorze co trzon.
Miąższ jasnożółty, jaśniejszy niż rurki i pory, nie błękitnieje lub jedynie powoli i częściowo, zwłaszcza nad rurkami.
Moja osobista historia stojąca za masłoborowikiem królewskim
Z masłoborowikiem królewskim zetknęłam się pierwszy raz kilka lat temu, kiedy ktoś wrzucił jego zdjęcie na jedną z grzybowych grup na facebooku. Od razu zapałałam do tego grzyba wielką pasją! Wiecie, że ja jestem wzrokowcem i po prostu kocham piękne grzyby.
Myślałam że jakoś „wydębię” namiary, ale szybko stało się dla mnie jasne, że osoba ta nie ujawni danych dotyczących lokalizacji.
Potem zakolegowałam się z Przemkiem, pasjonatem i znawcą borowików wszelakiej maści, w szczególności „kolorowych”, który podał mi namiary na miejscowość, koło której królewskie rosną (szczęśliwie na Dolnym Śląsku – ja jestem z Wrocławia). Namiary na miejscowość, otoczonej z każdej strony lasami, to i tak wciąż jakby szukać igły w stogu siana.
Pojechałam tam, ale misja okazała się całkiem przegrana.
Nie pomogło nawet to, że obstawiłam, że będzie to gdzieś przy wodzie (odkrywca miejscówki to rybak, co sprawdziłam na jego fejsbookowym profilu). Ani to że przy tej wodzie rośnie widny las dębowy, a masłoborowik królewski lubi taki właśnie biotop.
W tym roku uśmiechnęło się do mnie szczęście. „Zhandlowałam” swoje tajne miejsce na borowiki ciemnobrązowe w zamian za miejsce na masłoborowiki królewskie 😀 Wierzcie mi, że mimo tego, że dostałam namiary w punkt i tak trudno było mi je znaleźć! Za namiary jestem dozgonnie wdzięczna Piotrkowi <3 Choć mam nadzieję, że kiedyś namierzę swoją własną miejscówkę.
Auto zaparkowałam dokładnie w tym samym miejscu, co podczas pierwszego podejścia wcześniej… Czyli nosa miałam idealnego…
Boże, jak strasznie nie wiedziałam co ze sobą począć przy tej miejscówce!! Czy focić, czy filmować, czy może położyć się na glebie i płakać 😀 A ilu tam chodziło ludzi! Niektórzy nawet do mnie zagadywali, czy już coś mam, itp. A ja starałam się jakoś zasłonić te borowiki królewskie, żeby dalej sobie spokojnie rosły i rozsiewały się dla potomności.
Modliłam się, żeby nikt ich nie pozbierał, często gęsto nie wiedząc nawet co bierze.
Brak komentarzy