W Polsce susza, a ja – ku swojemu zaskoczeniu przeżyłam w miniony weekend dwa całkiem udane grzybobrania, a co nawet bardziej istotne – grzybozachwyty! 😊
Wypad numer 1 – tradycyjne grzybobranie w Lasówce
We środę ktoś wrzucił na fejsa info, że w Lasówce pojawiły się młode prawdziwki. W tej samej sekundzie skrystalizowały się moje plany na weekend 😀 Chciałam co prawda znaleźć fajne spanie na miejscu, najlepiej na dwie noce, żeby wyłazić się wreszcie porządnie po lesie, bez pędu, a wieczorem wypić piwko i pogapić się na gwiazdy. Nie udało się, więc jeździłam i w sobotę, i w niedzielę, z Wrocławia, w te i we w te.
Niekwestionowanym mistrzem sobotniego grzybobrania był mój mąż Wojtek, który znalazł większość najładniejszych prawdziwków. Ja byłam zbyt zajęta próbami smakowymi na gołąbkach 😀 Przyfarciło nam się też z kurkami, zaledwie kilka umiarkowanie przyzwoitych stanowisk i koszyk szybko zaczął się zapełniać.
Całkiem przypadkiem i nieplanowanie zahaczyliśmy o Rezerwat Przyrody Torfowisko pod Zieleńcem, czytam właśnie w Internecie, że można tam trafić na rosiczki! Na pewno wrócę z aparatem któregoś dnia na dłużej.
Dzień zakończył się deszczem i burzą. Dobrze!
Wypad numer 2 – Bardo, Nowa Bystrzyca, Spalona
W niedzielę „popełniłam rekord”, bo już o 10tej rano przekroczyłam progi lasu za Bardem. Dla mnie to była niespotykanie wczesna pora, i przyznam, że narobiłam sobie smaka na wcześniejsze rozpoczynanie wędrówek leśnych <3 (najczęściej ląduję w lesie koło 18:30 po pracy, a w weekend, no cóż, na drugą turę, jak dobrze pójdzie😉).
Miałam tylko krótko sprawdzić sytuację pod Bardem i lecieć dalej w Góry Bystrzyckie, skończyło się to tak, że po 4 godzinach ledwie doczłapałam do auta spragniona i głodna jak wilk!
Bardo było cudowne i w ogóle nie chciało mnie od siebie wypuścić! Zafundowało mi totalną niespodziankę w postaci całego wachlarza kolorowych grzybów! Każdego musiałam sfotografować i sfilmować 😀
Mam tam jedną taką górkę z lejkowcami dętymi i tym razem też były! A oprócz nich pieprzniki jadalne, kolczaki obłączaste i pierwszy raz spotkana przeze mnie patyczka lepka.
W lasach i zaroślach liściastych rosła masa jadalnych i bajecznie ślicznych gołąbków, a także lakówki ametystowe (fioletowe grzyby zawsze pięknie urozmaicają grzybowe zbiory).
Zastanawiałam się czy nie zostać w tym Bardzie, ale jednak ciągnęło mnie do prawdziwkowych poprawin, więc przeniosłam się do Nowej Bystrzycy, a potem wyżej – za Spaloną.
W Nowej Bystrzycy trafiłam tylko na kilka bardzo sędziwych borowików (wierzę, że wśród nich także na jednego ciemnobrązowego), dopadło mnie zmęczenie i zniechęcenie, ale w końcu uświadomiłam sobie coś, co niezmiernie poprawiło mi humor. Choć Nowa Bystrzyca z uporem maniaka nie chce być dla mnie taka, jak w 2019, to jednak dała mi coś znacznie więcej; dała mi zainteresowanie i sympatię do innych lasów: zakrzaczonych lasków liściastych, w których kryje się tyle tajemniczego mykologicznego życia! I dozgonną miłość do topoli osiki 😀
Poprawiny w Spalonej już nie tak dobre, jak sobotnia Lasówka, ale dzień skończył się jednak akcentem prawdziwkowym, a także żółto-rudym miksem z pieprzników trąbkowych, pieprzników jadalnych, kolczaków rudawych i muchomorów rdzawobrązowych.
Niesamowity weekend, chcę go natychmiast powtórzyć <3 Dobrze że już środa😊
Brak komentarzy