GRZYBY

Jak było z grzybami w 2016

25 listopada 2016
Podgrzybek brunatny

W tym roku sezon grzybowy w moich rejonach rozpoczął się wyjątkowo późno. Dla mnie – tak na dobre to dopiero w październiku. Wyjątkowy, rzadko spotykany i długotrwały letni wysyp, ominął szerokim łukiem Dolny Śląsk i lubuskie lasy.

Owszem, udało mi się wcześniej wybrać kilka razy do lasu. Najpierw, jakby na zachętę, na nieoczekiwanie wspaniały, sierpniowy wypad do Kosarzyna. Dlaczego nieoczekiwanie wspaniały? Bo Kosarzyn, mimo upałów i długotrwałej suszy, zgotował mi prawdziwą niespodziankę i ekstazę dla mojej wygłodniałej grzybowych doznań (jak zawsze z resztą!) duszy. Wróciliśmy do domu z koszem wypełnionym po brzegi: prawdziwkami, podgrzybkami, kurkami i kozakami. Z reguły wypad zdominowany jest przez jeden gatunek, a tu taka niespodzianka i tyle kolorów, faktur i wrażeń!

Potem, wbrew logice, bowiem susza w 2016 nie odpuszczała całymi długimi miesiącami, próbowałam szczęścia w różnych sobie bardziej lub mniej znanych miejscach: w Miliczu, Kotlinie Kłodzkiej, w okolicach Czarnej Góry, znowu w Kosarzynie. Za każdym razem bez sukcesu. Co mogę jednak zrobić, gdy niepokój w sercu wygania mnie do lasu i zagaduje na śmierć wszystkie zdroworozsądkowe argumenty? Oczywiście, że nic, jak tylko pojechać do lasu i przekonać się na własne oczy, że grzybów nie ma prawa tam być.

Grzyby są według mnie totalnie nieprzewidywalne. Oględnie rzecz ujmując lubią wilgoć i ciepło. Jednak setki razy przekonałam się, że tak naprawdę rosną, kiedy akurat mają taki kaprys, często w teoretycznie niesprzyjających dla siebie warunkach. No i dzięki Bogu, czy może raczej dzięki Matce Naturze, pojawiły się, po długich tygodniach wyczekiwania, wreszcie i w tym roku – w październiku!

 

Sto razy bardziej lubię letnie, ciepłe grzybobrania, gdy jest długo jasno i do lasu można pojechać na drugą, ba – nawet na trzecią zmianę (mój syn obśmiał mnie, gdy w charakterystyce grzybiarza napisałam, że grzybiarz wstaje o niedorzecznej godzinie; wiadomo przecież, że to nie o mnie, buahaha). Ten rok nas jednak nie rozpieszczał i gdy grzybnęło w mniej preferowanych przeze mnie warunkach, wskoczyłam w ciepłą kurtkę, zimową czapkę, a nawet i w rękawiczki, i natychmiast oddałam się swojej leśnej pasji. Zimno? Ciemno? Nie szkodzi. Prawdziwego grzybiarza nie tak łatwo zniechęcić. Prawdziwy grzybiarz, usłyszawszy zew natury, na bok odrzuci wszystkie tematy i obowiązki, a do lasu jakoś się dostanie.

Sezon zakończyłam późnym październikiem w Borach Dolnośląskich, wracając do auta już po ciemku, ale za to z sercem wezbranym radością i euforią. I chociaż chwilowym spokojem i spełnieniem. Rodzina wykarmiona, znajomi obdarowani, suszone grzyby na święta zabezpieczone. Mamy koniec listopada, a na grzyby.pl donoszą, że grzyby jeszcze rosną. Tym razem nie mimo suszy, a mimo przymrozkom. Kto wie, może jeszcze zostanę w tym roku wezwana do lasu?

You Might Also Like

Brak komentarzy

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.